Przyznam, że powyższy temat już jakiś czas chodził mi głowie, a do przelania go na papier (blog) skłoniła mnie sytuacja z Terrą (Luną) i jej upadkiem. Specjalistą od kryptowalut nie jestem, ale przedstawię Wam coś, co powinno dać Wam do myślenia, a może i do wyciągnięcia odpowiednich wniosków w odpowiednim czasie, zanim będzie za późno (w jakiejś sytuacji).
Amber Gold i przekręt na złocie
Czy wiecie, jak zarabiają banki? Ich strategia polega na tym, że wpłacasz im swoje pieniądze. Te pieniądze zaczynają pracować za pośrednictwem banku. Bank daje Ci za nie określony procent zysku (teraz wyższy, ponieważ stopy procentowe poszły w górę). Skąd bierze na to pieniądze? Zwykle z kredytów, ale nie zaciąganych przez siebie, ale przez klienta owego banku. Dajesz 10 000 zł i dostajesz 5% rocznie. Bank pożycza pieniądze innemu klientowi na 12%. Zarabiasz Ty i zarabia bank. Tak to w dużym uogólnieniu działa. Wiemy, skąd pochodzą pieniądze, które otrzymujesz.
Przypomnijmy sobie aferę Amber Gold. Pamiętacie, że oferowali oni 13% zwrot kapitału w skali roku za inwestycję w złoto? Zastanówmy się, skąd miało pochodzić te 13%. Dajesz Amber Gold 10 000 zł, a zatem po roku firma powinna Ci wypłacić 1300 zł odsetek. Skoro to inwestycja w złoto, to co ma tutaj się wydarzyć? Złoto ma się rozmnożyć o powiedzmy 17%? W jaki sposób, przez podział jak komórki?
Zarobić musisz w końcu Ty i firma na pracowników i siebie. Firma zapewniała, że inwestuje w złoto. Tutaj autentycznie wszystkim inwestującym powinna się zapalić czerwona lampka. Nie zapalała się z jakiegoś powodu. Szef Amber Gold, Marcin Plichta, miał prawdopodobnie taki pomysł, że stworzy firmę lotniczą i zacznie zarabiać na niej (duża skala biznesu), poprzez co pokryje obiecane odsetki i przy okazji coś tam na siebie uszczknie. Kalkulacja jednak nie wyszła, przepadł biznes lotniczy i pieniądze. Złota ile było, tyle było, czyli prawie wcale. Złoto w końcu się nie mnoży.
Jeżeli więc dajesz swoje pieniądze komuś, zastanów się, skąd pochodzą odsetki (lub mają pochodzić) i jeżeli wygenerowanie ich nie jest możliwe z logicznego punktu widzenia, nie wchodź w to. To wszystko dotyczy również inwestycji w monety kolekcjonerskie, diamenty czy inne aktywa. Jak ktoś Ci oferuje takie inwestycje ze zwrotem za ileś lat, nie wierz w to. Monety Ci się nie pomnożą. Inną kwestią jest to, czy faktycznie zyskają na wartości. Wtedy nie otrzymujesz procentu za dany rok, ale ofertę sprzedaży monet w przyszłości po niewiadomej cenie, a to różnica.
Piramida kryptowalutowa
Podobnym rodzajem oszustwa są dla mnie kryptowaluty. Rozumiem entuzjazm, który wywołują u inwestorów. Nie rozumiem wszystkich procesów związanych z kryptowalutami. Jeżeli jednak ktoś mi oferuje 20% zwrotu rocznie, jak miało to miejsce (podobno) w przypadku kryptowaluty Terra, to zastanawiam się, skąd te 20% odsetek się weźmie. Rozumiecie ten mechanizm? Ktoś musi za to zapłacić.
Ponieważ kryptowaluty nie wytwarzają żadnej wartości, to spodziewam się, że środki mogą pochodzić z wpłat kolejnych użytkowników tego mechanizmu. Zaznaczam, że nie wiem, czy tak jest i nie muszę tego rozumieć. Jeżeli jednak ktoś mi oferuje 2000 zł rocznie za każde 10 000 zł inwestycji, to chciałbym, aby wytłumaczył mi, skąd te środki (konkretnie 2000 zł dla mnie) będą pochodzić. Przyznam, że do głowy nie przyszłoby mi brać kredytu na 5% rocznie i inwestować w kryptowalutę, płacącą mi 20% rocznie (chociaż matematycznie się to składa nieźle), nie mając najmniejszego potwierdzenia, skąd i czy w ogóle 20% zostanie mi dostarczone. Zysku może nie być, a kredyt będę musiał spłacić.
Wiele osób (w tym również ja w swoim czasie, ale szybko mi przeszło) zachwyciłem się nowością tych projektów. Dzisiaj prawdopodobnie już w taki zachwyt bym nie wpadł. Jeżeli jedyną wartością jakiejkolwiek kryptowaluty jest to, aby zarobić na wzroście jej ceny, to nie ma tu żadnej wartości. To nic innego, jak uczestnictwo w piramidzie finansowej, która utrzymuje się tylko i wyłącznie z napływu nowych członków. Jeżeli zatem są aktywa, które biorę pod uwagę, to muszą coś produkować i przynosić realny zysk. Zysk z inwestycji nie może pochodzić tylko i wyłącznie z tego, że coś kupi się tanio i sprzeda drożej, a aktywa nie generują same w sobie żadnej wartości dla społeczeństwa.
Bańka dotcom
To zresztą podobna struktura do bańki internetowej. Jeżeli tego nie przeżyliście, to wspomnę jedynie, że jeżeli firma giełdowa miała w tamtym czasie domenę i robiła cokolwiek związanego z szeroko rozumianą siecią internetową (wystarczyła nieraz nazwa domeny z końcówką .com), to jej wycena na rynku rosła w kosmos. Ludzie kupowali akcje na potęgę, oczekując ogromnych zysków w przyszłości. Tylko w tamtym przypadku ponownie nikt nie zadawał sobie pytania, z czego wezmą się obiecane zyski i czy zarobili już chociaż jednego dolara? Czy produkt lub usługa danej spółki będzie na tyle innowacyjna i dochodowa, że jest w stanie uzasadnić taką wycenę na rynku? Nie było tego w wielu przypadkach. Powiem więcej, nie było tego w większości przypadków. Z setek spółek realnie ostał się do dzisiaj tylko Amazon.
Kosmiczna wycena Allegro
Wrócimy na polską giełdę do spółki Allegro. W chwili, kiedy zadebiutowała, miała wskaźnik C/Z na poziomie ~200. Otrzymaliśmy zatem projekt, który – co ważne – zarabia na realnych produktach, ale nie tyle, aby uzasadnić tak wysoką wycenę. Takiej spółki nie można już nazwać bańką spekulacyjną lub oszustwem finansowym. Mimo to kupno tak wysoko wycenionej spółki wiąże się już z konkretnym ryzykiem, którego materializację widzimy w formie bessy na wykresie spółki. Spółka zarabia, ale realnie dość mało w stosunku do tego, na ile jest wyceniana. C/Z na poziomie 200 oznacza, że potrzebujesz 200 lat życia, aby spółka zarobiła na Twoją inwestycję, a nie mówimy jeszcze o przekazaniu Ci tych zysków w jakiejkolwiek formie. Dokładnie taki sam mechanizm dotyczy sytuacji, w której cały rynek giełdowy (oparty w większości na realnej gospodarce) wyceniany jest na C/Z na poziomie 40. Osobiście wolę położyć pieniądze, kiedy jest 4x tańszy.
Sama giełda została stworzona po to, aby zarabiać na niej realne pieniądze. Większość spółek obecnych na giełdzie osadzona jest w realnej gospodarce. Co to oznacza? Na przykład Rio Tinto kopie w ziemi i wydobywa z niej minerały, które sprzedaje i na których zarabia. Tak, jak zresztą KGHM, tylko w przypadku RIO Tinto jest to sprawiedliwie dla akcjonariuszy, w przypadku KGHM w części najpierw do Skarbu Państwa w formie podatku od kopalin (taki urok naszego sprawiedliwego Państwa). Zysk z ich działalności płynie do akcjonariuszy.
Bank PEKAO zarabia na depozytach w sposób, jaki opisałem na początku artykułu. Ich biznes oparty jest na realnej gospodarce. Zauważmy, że są to firmy, które działają, które dzielą się realnymi zyskami. Wiemy, skąd pochodzą te zyski. Nie istnieje tutaj coś takiego, jak obietnica przyszłych zysków, jeżeli coś wyjdzie. Taką obietnicą jest chociażby wymyślenie leku na Alzheimera przez spółkę SAVA. Spółka funkcjonuje na rynku tylko i wyłącznie na obietnicy, podobnie, jak spółki internetowe w 2000 roku. Jeżeli się w coś inwestuje, to zasadnym jest pytanie:
Czy to, w co inwestuję, zarabia, a nie czy zarobi dla (da mi pieniądze) mnie. Czy zarabia faktycznie pieniądze, którymi może podzielić się ze mną.
Czy kupiłbyś mieszkanie w celu inwestycyjnym (aby zarobić na wynajmie), jeżeli takiego mieszkania nie mógłbyś wynająć? Wiadomo, że nie. A jednak w przypadku innych aktywów ludzie takich pytań sobie nie zadają. Kupują, bo ktoś im coś obiecał albo ładnie rośnie.
Podsumowanie: bądźcie ostrożni i zadawajcie pytania
Nie dajcie się zatem zwodzić obietnicami bez pokrycia. Zadawajcie sobie pytania, skąd firma giełdowa lub jakikolwiek inny projekt bierze pieniądze, aby zapłacić Wam za swój udział. Ludzie majętni (możecie mi uwierzyć na słowo, albo i nie) nie ruszają aktywów, które im nie płacą i które nie mają pokrycia w realnej gospodarce. Nie wiem, na ile śledzicie chociażby Warrena Buffeta i to, jak wiele razy był pytany, dlaczego nie inwestuje w Bitcoin albo w jakiekolwiek inne kryptowaluty.
Dla niego, w przeciwieństwie do dziennikarzy pytających, odpowiedź jest jasna. BTC nic nie produkuje, nie ma oparcia w realnej gospodarce, nie zarabia na siebie, a co dopiero dla niego. Ma za to pokrycie w nadziei poszczególnych uczestników na to, że kupiony taniej, da się sprzedać jeszcze drożej. A to już moi Drodzy, kolejna funkcja piramidy finansowej i oszustwa finansowego, chociaż trudno pewnie to niektórym zwolennikom przejdzie przez usta. Zdaje się, że tej lekcji nie odrobił parlament Salwadoru, bowiem oparł od zeszłego roku swoje finanse na BTC i dzisiaj bankrutuje. Poprawcie mnie, jeżeli się mylę. Miało rosnąć, a nie rośnie.
Zanim zainwestujecie w jakiekolwiek aktywa jakiekolwiek pieniądze, zadajcie sobie i osobie sprzedającej realne pytanie:
Czy to, co kupuję, zarabia na siebie i czy zarobi dla mnie.
W jaki sposób dane aktywa zarabiają pieniądze i czy może w ogóle zarabiają.
Jeżeli ktoś obiecuje Ci procent od zysku, a firma (aktywa) nie zarabia w ogóle lub na logikę w ogóle nie może zarobić, jak w przypadku Amber Gold, to odejdź od stołu, niezależnie od tego, ile Ci oferują. Nawet Salomon z pustego nie naleje.
Treści Premium (analizy Premium oraz Portfele Funduszowe.pl) są tylko dla naszych Abonentów. Chcesz dostęp?
Czuj się całkowicie bezpiecznie. W ciągu 30 dni możesz zrezygnować i odzyskać cały abonament.
Zaloguj się lub wykup abonament:
Zaloguj się na swoje konto, aby zostawić swój komentarz.